2. ledna 2000, 20:00
Ma Grodziszcze swoje rodziny Nikodemów, które zostały opisane w broszurce, opublikowanej przez wydawnictwo „Olza" w 1993 r. Miał też Gródek swój niezwykle szlachetny ród Nikodemów, który dotychczas nie doczekał się monograficznego opracowania. Stąd te kilka niniejszych refleksji i przypomnień.
PODROŻ
DO GNIAZDA RODU
Pierwsze spotkania
z tym wielce zasłużonym rodem zaczęły się już
w latach mojej wczesnej młodości, kiedy
to przed wojną przechodziliśmy
w Gródku przez Olzę
po drewnianej kładce,
bo nie było jeszcze porządnego mostu, który
z troski Jana Młynka został zbudowany
i oddany
do użytku dopiero
w 1956 r. Idące
z nami grono nauczycielskie coraz
to nawoływało
i przestrzegało nas uczniów: idźcie spokojnie
i ostrożnie, nie huśtajcie ławką,
bo wpadniemy
do rzeki.
Po tych emocjach skręcaliśmy
w lewo obok starego drewnianego budynku dawnej szkoły, gdzie wtedy mieszkał sanitariusz ochotniczej straży pożarnej, mocno przygarbiony Kowolowski. Potem skręt
w prawo
i lekko pod górkę koło „kozigozómku", zbudowanego przez Turonia, trochę wyżej jeszcze mijaliśmy piętrowy dom Białożyta
i po kolejnym skręcie
w prawo rozciągał się już brzozowy lasek,
w którym nieraz szukaliśmy grzybów,
a czasem odbywały się
w nim festyny Macierzy
na zakończenie roku szkolnego.
Tuż obok tego brzozowego lasku znajdowało się właśnie gospodarstwo Nikodemów, ich gniazdo rodzinne. „U Kubula" -
to była symboliczna nazwa miejsca, skąd wywodził się ich gródecki ród, spośród którego Adam był nawet swego czasu miejscowym wójtem.
Najbardziej znani dwaj Pawłowie
i Jerzy urodzili się właśnie tu, jako „synowie Pawła zagrodnika
i Anny
z Byrtków".
PAWEŁ - PASTOR (1878-1954)
Pierwszy Paweł Nikodem przyszedł
na świat
w 1878 r.
Od najmłodszych lat musiał pomagać
w gospodarstwie swoich rodziców. Miał
na nim pozostać. Kiedy jednak podczas pobierania nauk konfirmacyjnych
w Nawsiu zainteresował się nim znany ksiądz Franciszek Michejda, los Pawła się odmienił.
Mimo dość późnego wieku został przyjęty
do szkoły średniej,
w której borykał się
z różnymi trudnościami, ale ponieważ był uparty
i wytrwały, zdał egzamin dojrzałości. Miał wtedy już
23 lata. Jako uczeń niemieckiego gimnazjum
w Cieszynie należał
do tajnego związku studenckiego „Jedność", którego zadaniem było m.in. rozbudzanie
i rozwijanie polskich przekonań wśród uczniów, wywodzących się
ze wsi. Utrwalona świadomość narodowa ujawniła się
u Pawła już niedługo
po ukończeniu studium teologii
w Wiedniu, kiedy został skierowany
na wikarego
do Ustronia,
w którym pracował
od 1907 r.
aż do swojej śmierci.
Nie jest tajemnicą,
że w Ustroniu
i okolicy wielu, zwłaszcza bogatszych rolników, popierało idee niemieckie oraz ruch tzw. ślązakowców Józefa Kożdonia. Centrum ruchu znajdowało się
w Skoczowie. Kiedy pojawił się
tu młody pastor Nikodem - absolwent niemieckiego gimnazjum - ludzie spodziewali się,
że stanie
na czele tego ruchu. Ponieważ
do tego nie doszło, stał się obiektem intryg. Nasiliły się one zwłaszcza wtedy, gdy wyszło
na jaw,
że w 1910 r. był współautorem słynnego „Memorandum pastorów śląskich
do Ewangelickiej Naczelnej Rady Kościelnej
w Wiedniu", zawierającego protest przeciwko germanizacji ludności polskiej
na Śląsku Cieszyńskim. Ataki
na niego ustały dopiero wtedy, gdy
w Skoczowie umarł odbiorca licznych skarg
i petycji, ks. senior Andrzej Krzywoń.
Odtąd ks. Paweł Nikodem dzięki swej niespożytej energii stawał się postacią coraz bardziej znaną
i popularną, stawał się prawdziwym gospodarzem Ustronia. Podczas pierwszej wojny światowej opiekował się uchodźcami wojennymi,
w latach dwudziestych stał się organizatorem wielu stowarzyszeń, które
z uwagi
na ograniczone ramy tej publikacji trudno
tu wymienić.
Z jego inicjatywy powstał
w Ustroniu bank spółdzielczy, dom zborowy
i dom sierot,
a w Wiśle zakład emerytalny dla niezdolnych już
do pracy pastorów.
W latach 1919-1939
w jego parafii mieściła się redakcja kalendarzy ewangelickich
i czasopisma „Poseł Ewangelicki", którego był redaktorem,
a potem wydawcą.
W 1937 r. został uhonorowany dożywotnim tytułem seniora diecezji śląskiej.
W okresie okupacji niemieckiej podzielił los wielu prześladowanych Polaków. Pozbawiony praw duszpasterskich wkrótce stracił wszystkie swoje wpływy,
a nade wszystko bogate księgozbiory, które stanowiły jedną
z największych bibliotek
na Śląsku Cieszyńskim.
W kwietniu 1940 r. został aresztowany
i osadzony
w obozie koncentracyjnym Dachau
ł Gusen. Tam widywaliśmy
go milczącego, zatopionego
w myślach
o przyszłości, chodzącego wolnym krokiem,
by o ile możności niepotrzebnie nie tracić niknących sił - wspominał
go po latach jego przyjaciel, ks. Oskar Michejda.
Po przeszło dwuletnim pobycie
w obozie skrajnie wyczerpany 64-letni pastor został zwolniony. Był wówczas bardziej podobny
do szkieletu niż
do człowieka zdolnego
do życia. Mieszkańcy rodzinnej wioski spotykali
go wśród jego najbliższych
w Gródku, gdzie regenerował siły
i swoje poobozowe zdrowie.
Gdy tylko skończyła się okupacja, zabrał się
do pracy, zwłaszcza charytatywnej. Opiekował się wdowami
i sierotami
po zmarłych pastorach, podjął się odbudowy diakonatu sióstr Eben Ezer
w Dzięgielowie, reaktywował działalność stowarzyszeń
i chórów, porządkował prawo własności kościelnej.
Z czasem coraz częściej można
go było spotkać
w charakterystycznym słomkowym kapeluszu krzątającego się
po ogrodzie,
w którym uprawiał warzywa
i kwiaty.
W 1954 r. podczas wygłaszania przemówienia
na pogrzebie
w Brennej zasłabł
i stracił przytomność. Umarł nagle. Jego pogrzeb
w Ustroniu stał się manifestacyjną uroczystością żałobną,
na którą przybyło kilka tysięcy ludzi, wśród nich
32 księży. Wśród żegnających
go byli także Zaolzianie,
a nad trumną przemawiał ksiądz superident, J. Cymorek.
PAWEŁ - DZIAŁACZ POLONIJNY (1892-1982)
Gdy byłem jeszcze dzieckiem, babcia opowiadała
mi legendę
o pewnym podróżniku, który płynąc
z Europy
do Ameryki, napotkał
na morzu ogromny sztorm. Podróżnik żarliwie modlił się
i przyrzekał,
że jeśli ocaleje, każe wybudować
w Gródku kaplicę cmentarną. Słowa dotrzymał
i przed wojną kaplica została oddana
do użytku, tak piękna
i pojemna,
że dzisiaj pełni funkcję normalnego kościoła,
w którym regularnie odbywają się nabożeństwa.
W kaplicy umieszczono napis
w języku polskim, informujący
o tym, kto
ją ufundował
i dlaczego. Gdy jednak ostatnio odwiedziłem kaplicę, zastałem napis przysłonięty płótnem, tak jakby gródczanie wstydzili się dziś fundatora swojej kaplicy-kościoła
i wielkiego rodaka.
Założycielem tego obiektu był człowiek niepospolity, drugi Paweł Nikodem, kilkanaście lat młodszy
od Pawła pierwszego. (Kiedyś często zdarzało się,
że w podgórskich rodzinach nadawano chłopcom
te same imiona).
Paweł drugi urodził się
w 1892 r. Studiował
na uniwersytetach
w Krakowie
i Warszawie.
Po zakończeniu pierwszej wojny światowej wyjechał
do Ameryki Południowej, gdzie przez sześć lat (1920-1926) pełnił obowiązki zastępcy konsula Rzeczypospolitej Polski
w Kurytybie. Rozwinął niezwykle ożywioną działalność organizatorską wśród polskiej emigracji. Tworzył polskie osady
i kolonie mieszkalne, szkoły
i stowarzyszenia, wydawnictwa. Znany jest jego znaczący wkład
w rozwój „Gazety Polskiej
w Brazylii", która - założona
w 1892 r. - była najstarszym polskim pismem
w Ameryce Południowej.
Kiedy stała się organem parafialnym niemieckich franciszkanów, Nikodem postanowił
ją wykupić, aby zgodnie
z tytułem nadać jej polski charakter. Zakonnicy-werbiści okazali się jednak wytrawnymi kupcami
i w 1934 r. zażądali sumy 5000 dolarów. Nikodem nie miał gotówki
i kupił gazetę
za obszar dwudziestu kilometrów kwadratowych ziemi, czyli
za dwa tysiące hektarów położonych nad samym brzegiem morza.
Z gazety uczynił najpoważniejszy dziennik polski
w tej części świata.
Na jego łamach poruszał szeroki wachlarz zagadnień związanych nie tylko
z najważniejszymi problemami życia Polaków
na emigracji, ale także omawiał zagadnienia społeczne występujące
w starym kraju, rozważał różne zjawiska gospodarcze
i prognozy, np. czy Polska powiększy swe terytorium poprzez meliorację pięciu milionów hektarów Polesia. Nie pomijał milczeniem działań antypolskich
i informował m. in.
o ucisku
i prześladowaniu Polaków
na Śląsku Cieszyńskim.
W 1938 r. rząd dyktatora Getúlio Yergasa przeprowadził tzw. nacjonalizację kultury
w Brazylii, wydając ustawę znoszącą obcojęzyczne,
a więc
i polskie, szkolnictwo, prasę oraz ogólnonarodowe stowarzyszenia społeczno-kulturalne. Był
to śmiertelny cios wymierzony
w życie narodowe Polonii. Wszystko,
co zbudowane zostało wieloletnim wysiłkiem, stopniowo rozlatywało się
w gruzy.
W 1941 r. padła także „Gazeta Polska
w Brazylii". Państwa polskiego nie było wówczas
na mapie świata, mimo to,
a może właśnie dlatego,
na początku wojennych lat Paweł Nikodem rozpoczął zbiórkę darów
i finansów, sprzedał maszyny drukarskie
i przekazał sporą sumę
na czyn zbrojny
o odrodzenie Ojczyzny. Fundusze
te jednak nigdy nie trafiły
na przeznaczony cel,
bo ponoć „gdzieś się zapodziały".
Ofiarodawca żył biednie. Jego domek
w Mina
de Quro był skromniutki, sześć
na sześć metrów, wsparty
na ośmiu filarach
z cegły, wypełnionych heblowanymi deskami, pokryty dachówką.
W czołowej ścianie wąskie drzwi
i jedno maciupeńkie okno. Wewnątrz piec oblepiony gliną
z żelazną płytą,
na niej kilka garnków
i pustych, blaszanych puszek
po konserwach,
w kącie wiadro
z wodą. Było jeszcze żelazne łóżko, nakryte ciemnym kocem, pod oknem stół,
na nim lampa. Sam gospodarz chodził
w wełnianym swetrze
i struksowych, sfatygowanych spodniach. Miał kształtną głowę
o wysokim czole, wyraziste rysy twarzy, oczy patrzące
z sympatią spoza binokli, bystre, osobliwe oczy intelektualisty, rzadko wykazujące dostateczne poczucie rzeczywistości. Tak wspominał Pawła pewien dziennikarz, który odwiedził
go w latach sześćdziesiątych.
Po wojnie Paweł Nikodem nie miał nawet emerytury. Hodował pszczoły
i żył
ze sprzedaży miodu. Jego artykuły, przeważnie
o osadnictwie
i życiu emigrantów, można było przeczytać
na łamach „Dziennika Zachodniego"
i „Nowin Opolskich".
W latach siedemdziesiątych został wreszcie zaproszony
do kraju - m.in.
po to, aby wysondowano jego opinię
o możliwości wznowienia „Gazety Polskiej
w Brazylii". Sterany trudami życia, ponad osiemdziesięcioletni działacz polonijny nie miał już sił ani warunków, aby podjąć się tego zadania.
W kilku skrzyniach przywiózł
do Polski cały swój dorobek wydawniczy
z nadzieją,
że tu nie zostanie zmarnowany. Przy okazji odwiedził rodzinę
na Zaolziu. Wkrótce potem zmarł
i został pochowany
w Campo Largo Parana.
Perypetie
i kłopoty gródeckiej rodziny, która potem pojechała
do Ameryki uporządkować sprawy spadkowe, jak również bardzo osobiste losy
i przygody tego nadzwyczaj osobliwego
i zasłużonego rodaka warte
są osobnej publikacji.
JERZY - POETA (1385-1945)
O Jerzym Nikodemie mówiło się
na ogół bardzo długo
we wsi nie tylko jako
o pisarzu
i poecie, potem prawniku, ale również jako
o polskim działaczu narodowym. Pamiętano,
że był jednym
z pierwszych, który
na łamach „Zarania Śląskiego" opublikował fragment dramatu
o Ondraszku, którego pokazał nie jako przestępcę
i zbrodniarza, lecz bohatera ludowego, stosującego
w obronie ludu metody zbójeckie.
W obrazku scenicznym pn. „Wybory", który zaprezentował
w „Zaraniu"
w 1922 r., skupił się
na konfliktowych procesach społecznych, które już wówczas,
na przełomie wieków, rysowały się
na Śląsku Cieszyńskim między Polakami, Niemcami
i Czechami.
W tej sztuce
na tle dyskusji
o wyborach
do miejscowych władz przeplatają się spory
o przyszłego męża dla Jadwigi, córki wójta Haltofa. Rozważając wady
i zalety swoich konkurentów,
po ocenie Niemca Trebera
i Czecha Rizka, Jadwiga wybiera
na męża miejscowego Polaka Miętusa.
Niegdyś starsi ludzie
w Gródku pamiętali jeszcze,
że Jerzy uczył się
w cieszyńskim gimnazjum, studiował prawo
w Wiedniu, ale przede wszystkim działał
w akademickich stowarzyszeniach „Ogniwo"
i „Znicz".
Wyrastał
na przywódcę społecznego
w polskim ruchu politycznym, zwłaszcza wśród młodzieży. Występował
na wiecach
i zgromadzeniach plebiscytowych. Publikował wiersze
i artykuły
w prasie
o jednoznacznym patriotycznym obliczu, jak np.
w „Głosie Ludu Śląskiego" czy „Dzienniku Cieszyńskim". Identyfikował się
z inteligencją, jej świadomością narodową
i kulturą polską. Dlatego też
po podziale Śląska Cieszyńskiego musiał opuścić rodzinne strony.
Jerzy Nikodem był pod wpływem wielkiej poezji romantycznej, zwłaszcza Juliusza Słowackiego,
co łatwo zauważyć
w jego twórczości.
W wierszach, które opublikował
w tomiku pn. „Otom ja", jest też pokaźny ładunek realizmu, chęci
do życia
i pracy dla dobra człowieka - jak
o tym można przeczytać chociażby
w strofach pn. „Chodź, mój kiju". (Chodź
w podróż,
by poszukać
w wszystkiej ziemi między raby
i wolnymi drogiej perły,
bo - człowieka).
W swoich młodopolskich marzeniach widział siebie daleko
i wysoko, czemu dał wyraz
w wierszu pn. „Gdyby
to wszystko nie było snem". Oto mały fragment:
W zawiei życia, gdzie halne burze
w szalonym pędzie chcą strzaskać skroń...
...
z ust się nie wyrwie jęk żadnej skargi
i nie wyleci żałosny zgrzyt,
w walce,
po której tylko piargi
zostaną wieczne, zdobędę szczyt.
Jakby wyprzedzając czas, który miał dla niego nadejść, składa zabójczą dla siebie deklarację
w jednym
z pożegnalnych utworów pn. „Już tylko wspomnienia", który kończy słowami:
Dziś
po dniach szczęsnych zostało wspomnienie,
jak mgła poranna wszystko się rozwiało,
na świetne szlaki padły nocy cienie,
straciłem duszę, zachowałem ciało.
Przyszedł huragan
i zniszczył świątynię,
na proch starł wszystkie
me dumne wieżyce.
Spadłem, wysiłków powstania nie czynię
i już nikomu więcej nie zaświecę.
Jerzy Nikodem, tak niedawno żywotny
na niwie poetyckiej, narodowej
i społecznej, poddał się czasowi zapomnienia.
Po utracie
i opuszczeniu rodzinnych stron trudno szukać jego nowych wierszy, pisanych zarówno pod własnym nazwiskiem, jak
i pod pseudonimem „Anhelli Skiwicz". Jego poetycka muza zamilkła
na zawsze. Nie zarzucił jednak pisania
w ogóle.
Pisywał listy
i korespondencje
o sytuacji
w kraju,
o wydarzeniach międzynarodowych,
a jego cenne obserwacje ukazywały się
w rubryce „Z Poznania"
w „Gazecie Polskiej
w Brazylii"
i innych pismach redagowanych
w Ameryce Południowej przez brata Pawła.
Zanim jako prawnik podjął pracę urzędnika skarbowego
w Poznaniu,
w 1927 r. opracował
i wydał książkę zawierającą ustawy
o państwowym podatku przemysłowym wraz
z rozporządzeniami wykonawczymi, okólnikami Ministerstwa Skarbu, wyrokami Najwyższego Trybunału Administracyjnego
i objaśnieniami
do tych podatkowych ustaw.
Nade wszystko jednak wciąż działał społecznie, m. in.
w Polskim Związku Zachodnim
i Klubie Oficerów Rezerwy.
To za
tę działalność okupant niemiecki aresztował
go i osadził
w obozie koncentracyjnym
w Dachau, gdzie Jerzy Nikodem oddał życie
za ideały, którym służył. Stało się tak
na początku 1945 r., nieomal
w przeddzień wyzwolenia.
W 2000 roku mijają właśnie dwie okrągłe rocznice - 115. rocznica jego nie dożytych urodzin
i 55. rocznica zgonu.